2007/01/25


.odpływ
pustka bezdenna
zakopuję myśli w brudnym piasku
pies wyprowadza starca na spacer
mewy niczym sępy oczekują snu mojego
by w mej nieświadomości
wydziobać rodzynki ze słodkiej bułki

przypływ
fale przytapiają coraz bliższe mnie kamienie
słońce grzeje w tył marynarki
wiatr odsłania brudne od piasku myśli
wola obmywa je ku przytomności
burza w mej głowie
owoce wyzwań
kwiaty dojrzałości
czemu słowa do mnie skierowane
bolą najbardziej?

2006/04/30


.obrzydzam piękno
choć wzrok tak często w nim zatracam
odtrącam bliskość
choć ocieram się o nieznajomych w metrze
pragnąc akceptacji
zniechęcam sobą na sześć spustów zamkniętym
szukając pomocnej w tłumie dłoni
czerpię ciepło
wygniatam z jej pleców zmęczeń ciężkiego dnia
kosztem swego snu zamykam z ramion kokonie
słuchać nie mogąc tych słów kombinacji
wymślonych na potrzeby reklam
rozkochuję i strącam z najwyższej chmury
lękając się rozbudzenia we mnie uczuć
czemy więc lgniesz do mnie
usilnie starając się być
większym ode mnie
masochistą?

2006/04/28


.powiedział
idź swoją drogą nie zbaczaj na inne
oczyść z kolców pozostawionych przez mordercę
przemyj zakrzepłą krew po jego miłości
w rzece ciemnością zaszytą utop nóż
a w odbiciu zobaczysz jego wstyd
włosy rozwieje ci szum jego myśli
jego przeszłość na szyi pętlę zaciśnie
drutem zwiąże ręce, nogi, wiarę...
w rzece ciemnością zaszytą utop nadzieję
a w jej odbiciu zobaczysz mordercę
we mgle postać jego zanikła
a wzrok mój tkwił w wodzie ciemnością zaszytą
fale nadawały mej twarzy ludzki wygląd
lecz wciąż to moje odbicie niezmienne
powrócił po wielu zachodach słońca
powiedział
teraz znasz więc oblicze jego
zabiłeś swą miłość
nadzieję i wiarę
zabiłeś
tyż jest tym kogo szukasz...

2006/04/26


.zapaliłem w koło świece
kadzidełko
choinkę
stałem po środku pokoju na jednej nodze
rozchyliłem na oścież okno
obserwowałem w oknie kobietę szykującą kolację
zamknełem oczka
i nagle
byłem parkiem krajobrazowym w kanadzie

.chodzę
szukam Twego wzroku
przez dym
przez te puste kieliszki
przenikam uliczki
bruk śliski
przeszyty chłodem miasta
które nigdy nie będzie moje
a które pociąga jak najlepsza dziwka
piję słabego drinka
palę mocnego papierosa
wracam do zbóż
jeziora
bunkrów
których za sobą zostawiliśmy
odcisków ciał na cudzych łóżkach
śladów pięści na bladych ścianach
zakrzepłej krwi pod umywalką
to miasto jest jak Ty
mogę wracać tu wiele razy
znaczyć obecność śladami stóp w śniegu
spluwać na ciemne uliczki
poznawać
przepowiadać
zaskakiwać
to miasto jest jak Ty
nigdy nie będzie moje
bo po zmierzchu zawsze będę wracał
w ramiona zupełnie odmienne
zupełnie mi nie znane
wręcz mi obce
takie wizyty w miejscach
w których ukryć się mogę
przez chwilę
uświadamiają mi
jak bardzo muszę być sam
obudź się
i daj mi uśmiech...

.czasem zadurzam się w Tobie
czasem nie myślę wcale
a gdy nie myślę
to
i tak
odnajduję Twe oczy w pasażerach metra
włosy we wzbijających się do lotu ptakach…

2006/04/24


.pakuję w tekturowe pudła resztki życia
w największe stracone chwile wszystkie
średnie dźwiga marzenia niedojrzałe
w małym cisną się myśli nieczyste
a w małej szkatułce ziarenka miłych chwil
podlane – pęcznieją
rozerwą ten pokój w strzępy...

2006/04/07


.w oczy uderzają jak tlenki węgla w mglisty wieczór

2006/04/03


.witam w piękny poranek kiedy słonko zagląda w krzywe szyby gdy Ty lekko zmęczona po studniówce popijasz mleczko a kot biedny wyjada resztki kurczaka z zamrażarki...

2006/03/30


.pokaż usta rozciapierzone, a ja zajżę w głąb wątroby

2006/03/28


.róże zasadzone pod zeszłorocznym śniegiem zarosły przyszłoroczną odwilżą

2006/03/22


.oczy wypłyają wraz z kamiennymi łzami na myśl o nowym dniu

2006/03/18


.tak się składa z tych okoliczności tą układankę ze wspólnych chwil

2006/03/16



.tak trochę kliszą zapachniała wiosna

2006/03/15


.jeszcze jedna wiadomość, jeszcze jeden zalotny tik nerwowy

2006/03/09


.dzięki sertahexalowi życie ma coraz więcej odcieni szarości

2006/02/21


.gdybym był człowiekiem miałbym teraz dwadzieścia cztery lata